W sobotę na gali boksu w Nowym Jorku Krzysztof Głowacki (26-0, 16 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Steve'a Cunninghama (28-8-1, 13 KO), broniąc po raz pierwszy tytułu mistrza świata WBO wagi junior ciężkiej. Po walce polski czempion zdradził, że podczas przygotowań do pojedynku zmagał się z chorobą.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, trzy tygodnie przed walką dostałem zapalenia oskrzeli, leżałem w łóżku przez cały tydzień, było ciężko - wyjawił "Główka".
Głowacki już w drugiej rundzie dwukrotnie posłał rywala na deski, jednak, jak twierdzi, nie łudził się, że weteran z Filadelfii szybko skapituluje. - Widziałem, że wstał żywszy, także spokojnie chciałem kontynuować - powiedział zawodnik Sferis KnockOut Promotions.
Zapytany o trudne momenty w pojedynku z dwukrotnym mistrzem świata Głowacki odparł: - Te ostatnie rundy, dostałem jeszcze czysto na wątrobę, gdzieś mnie wygięło i było naprawdę ciężko. Ale wiedziałem, ze się nie mogę poddać bo to końcówka i walczyłem dalej. - Cunningham nie bije mocno, ale bije nieprzyjemnie, ma długie nieprzyjemne ciosy i dużo ich bije. Trafił mnie na szczękę i na wątrobę, to były bardzo nieprzyjemne ciosy.
Pięściarz z Wałcza z zadowoleniem przyjął fakt, że w walce dobrze sprawdziły się operowane po sierpniowym pojedynku z Marco Huckiem dłonie. - Siedziało mi w głowie, że może być coś z tą ręką, ale odpukać wszystko jest OK. Będzie tylko lepiej, bo odblokowałem się całkowicie, wiem że mogę bić z pełną siłą - stwierdził "Główka".