W sobotę na gali boksu w Nowym Jorku Krzysztof Głowacki (26-0, 16 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Steve'a Cunninghama (28-8-1, 13 KO), broniąc po raz pierwszy tytułu mistrza świata WBO wagi junior ciężkiej. Zgodnie z decyzją World Boxing Organization Polak powinien teraz spotkać się z Oleksandrem Usykiem (9-0, 9 KO), jednak nieoficjalnie mówi się, że Ukrainiec jest kontuzjowany i być może przed "Główką" otworzy się droga do unifikacyjnego starcia z Denisem Lebiediewem (28-2, 21 KO). Zdaniem Janusza Pindery obydwie opcje są dla Głowackiego pod względem sportowym bardzo interesujące.
"Nic tak nie buduje legendy mistrzów boksu jak ich rywale. Nie byłoby Muhammada Ali, gdyby nie Joe Frazier, Ken Norton czy George Foreman. (...)" - pisze pięściarski ekspert w felietonie na Polsatsport.pl. - "I dlatego twierdzę, że Głowacki nie powinien unikać Usyka. To Polak jest mistrzem, nie Ukrainiec, to on sprawdził się w wielkich walkach z Huckiem i Cunninghamem, a złoty medalista z Londynu tak naprawdę dopiero startuje do wielkiej kariery."
"I wcale nie dziwię się "Główce" i jego trenerowi, Fiodorowi Łapinowi, że potrzebują wyzwań. Pamiętam jego wcześniejsze walki i specjalnie mi w nich nie zaimponował. A Łapin wierzył, bo widział jego sparingi: czy to kiedyś ze Szpilką, czy później z "Diablo" Włodarczykiem. Widział i i zobaczył potencjał. Co więcej, Szpilka i Włodarczyk wypowiadali się o „Główce” w podobny sposób: byli pewni, że nie pęknie przed nikim. I nie pękł. Przed Usykiem, czy Denisem Lebiediewem też nie pęknie, jeśli kiedykolwiek dojdzie do takiego pojedynku." - przekonuje Janusz Pindera w dalszej części tekstu.
Cały felieton Janusza Pindery do przeczytania na Polsatsport.pl >>