Krzysztof Zimnoch sprawia wrażenie spokojnego przed sobotnią walką z Amerykaninem Joey’em Abellem w Radomiu. Ale w ringu może być gorąco.
Na papierze faworytem jest Zimnoch (22-1-1, 15 KO). Jedna przypadkowa, choć bolesna porażka z Mikiem Mollo, któremu się zrewanżował i na nokaut odpowiedział nokautem, każe jednak mieć pewne wątpliwości, jeśli chodzi o przyszłość pięściarza z Białegostoku. Oczywiście w żadnym razie ich nie przekreśla, tym bardziej, że były mistrz i reprezentant Polski bardzo solidnie trenuje na Wyspach Brytyjskich i na oko sprawia coraz solidniejsze wrażenie.
Ale wiadomo, że i tak prawdziwą wartość boksera poznajemy w ringu. Zimnoch ma ambitne plany, wierzy że w niedalekiej przyszłości będzie walczył o mistrzostwo świata wagi ciężkiej, najpierw jednak musi uporać się Joey’em Abellem (33-9, 31 KO), Amerykaninem z Minnesoty.
Abell, były zawodnik futbolu amerykańskiego, wygląda potężniej od Zimnocha. Jest nieco wyższy, więcej waży, ma na sobie więcej mięśni, przy tym walczy z odwrotnej pozycji, ale boksersko nie jest od Polaka lepszy.
Wydaje mi się, że ma więcej luk, które Zimnoch powinien wykorzystać i wyjść z tej konfrontacji obronną ręką. Abell ma problemy z mądrą, konsekwentną presją, gubi się w obronie, nie lubi ciosów na korpus, szczęki też nie ma z tytanu.