W sobotę na stadionie MOSiR w Radomiu Krzysztof Zimnoch (22-1-1, 15 KO) zmierzy się z Amerykaninem Joeyem Abellem (33-9, 31 KO), byłym rywalem Tysona Fury'ego i Chrisa Arreoli. - Codziennie żyję nadzieją, że dostanę walkę o mistrzostwo świata. Mojego podejścia nie zmienią internetowi hejterzy - mówi "Super Expressowi" pięściarz urodzony w Białymstoku.
W jakiej jesteś formie?
Krzysztof Zimnoch: Czuję, że w dobrej. W sobotę kibice zobaczą najlepszego Zimnocha w karierze.
"Jest duży i ma czym przyłożyć" - powiedział po walce z Abellem Tyson Fury, który wygrał z nim w 2014 r. przez t.k.o. w 4. rundzie.
Skoro tak twierdzi, to pewnie jest coś na rzeczy. Analizowałem styl rywala i jestem gotowy na wszystko. Abell to mańkut, a z takimi rywalami mi się dobrze boksuje. Kluczem do zwycięstwa z leworęcznym rywalem jest odpowiednie poruszanie się w ringu.
Hejterzy mają niezłą pożywkę za każdym razem, gdy mówisz o marzeniach o tytule.
Miałem 17 lat, gdy zacząłem trenować boks, a po 3 miesiącach trener chciał mnie zabrać na mistrzostwa Polski juniorów. Pochwaliłem się kolegom w moich rodzinnych Chodorach, ale ci popatrzyli na mnie, jakbym postradał zmysły. Zdobyłem tam brązowy medal, a rok później zdobyłem złoto, wygrywając wszystkie walki przed czasem. Zawsze byłem uparty, dążę do celu i nic mnie nie zatrzyma, a nieprzychylne komentarze, jak widzisz, były praktycznie, odkąd zacząłem boksować. Hejterzy dodają mi skrzydeł i motywują do ciężkiej roboty.