W sobotę w walce wieczoru gali w Radomiu Krzysztof Zimnoch (22-1-1, 15 KO) zmierzy się z Joeyem Abellem (33-9, 31 KO). Polak liczy, że pokona Amerykanina, a później zmierzy się z Arturem Szpilką (20-3, 15 KO).
W 2007 roku pokonałeś na punkty Deontaya Wildera podczas mistrzostw świata amatorów w Chicago. Amerykanin posiada obecnie pas mistrzowski federacji WBC, a ty będziesz walczył na gali w... Radomiu. Co poszło nie tak?
Krzysztof Zimnoch: Ledwo co pamiętam tamtą walkę. Nic o nim wtedy nie wiedziałem. Po prostu wszedłem do ringu, zaboksowałem najlepiej jak potrafię i wygrałem. Reszta mnie nie interesowała. A co do mojej kariery, to nie czuję żalu do moich promotorów. Dzięki współpracy z Andrzejem Wasilewskim i Tomaszem Babilońskim od kilku lat mogę się w pełni skupić na boksie. Nie muszę dorabiać na boku. Myślę, że wszystko powoli idzie w dobrym kierunku. Muszę jeszcze zapracować na swoją szansę, ale czuję, że niedługo przyjdą wielkie pojedynki. Jednak to nie ja ustalam z kim walczę.
Już 9 września skrzyżujesz rękawice z Joeyem Abellem. Amerykanin walczył z takimi zawodnikami jak Tyson Fury, Chris Arreola czy Kubrat Pulew. Przegrał wszystkie te walki, ale przynajmniej mierzył się z czołówką wagi ciężkiej. Ty ostatnio biłeś się z Michaelem Grantem [Zimnoch wygrał przez nokaut w 2. rundzie]. Ok, wielkie nazwisko, ale miał już wtedy 45 lat...
Abell to niezły pięściarz z mocnym uderzeniem. Jak pozwoli mu się boksować, to może być niebezpieczny. Najważniejsza jest jednak dla mnie wygrana, nieważne w jakim stylu. Mierzył się z dobrymi pięściarzami, ale przegrał te walki. Ja pokonałem Granta w niecałe dwie rundy. Fajnie mieć takie nazwisko na rozkładzie. Może moi promotorzy myśleli, że dłużej mi to zajmie? Teraz już jednak wiedzą, że czas na lepszych rywali.
Ostatnio na FB wyzwałeś na pojedynek Artura Szpilkę, ale wasz konflikt trwa już dobrych kilka lat. Skąd się wzięła niechęć do niego?
Może ten post był trochę niepotrzebny, ale czuję, że trzeba w końcu dać kibicom tę walkę, bo już długo na nią czekają. Osobiście nic do niego nie mam. Pamiętam nawet stare czasy, gdy podczas zgrupowań kadry bokserskiej, Szpilka jeszcze jako małolat przychodził wieczorem do mojego pokoju i wyjadał mi ciasteczka. Zależy mi tylko na dobrej sportowej walce i przyzwoitych pieniądzach. Nie lubię nikogo prowokować, ale jak ktoś mnie zaczepia, to odpowiadam. Na Szpilkę jeszcze przyjdzie czas. Teraz skupiam się na Abellu.
Pełna treść artykułu na Sport.pl >>