- W moim życiu Rocky Baloba wygrał z Alessandro Del Piero - mówi Krzysztof Zimnoch (19-1-1, 13 KO), wspominając swoje bokserskie początki. Przygotowujący się do sobotniej walki z Marcinem Rekowskim (17-3, 14 KO) pięściarz z Białegostoku, wyjawił w rozmowie z ringpolska.pl wiele faktów, o których nigdy wcześniej publicznie nie wspominał.
Nowy trener nauczył cię już kopać jak koń? Tak zapowiadałeś na początku współpracy z nim.
Krzysztof Zimnoch: To było oczywiście rzucone w żartach. Pracujemy nad siłą ciosu, nad ich precyzję i to jest normalne. Dla mnie będę kopał jak koń, jeśli będę wygrywał każdą walkę przed czasem. Nie da się przecież każdego przewrócić jednym uderzeniem.
Jak podsumujesz pierwszy okres przygotowawczy z nowym trenerem?
Mam nadzieję, że te przygotowania okażą się owocne. Wszystko okaże się 22 października. To były trzy miesiące ciężkiej pracy i jestem zadowolony z tego co udało nam się wykonać. Te przygotowania były inne od poprzednich, miałem bardzo dużo sparingów, pracowaliśmy nad wyczuciem dystansu oraz czuciem odpowiedniego rytmu walki. To powinno być widoczne w ringu.
Ceniony bokserski ekspert Janusz Pindera twierdzi, że przegrany w walce z Rekowskim może mieć już na dobre zamknięte drzwi do poważnych pojedynków. Zgadzasz się z tym?
Dla mnie to po prostu zwykła walka, nie odczuwam, że jest to hitowy pojedynek, nawet na naszym polskim podwórku. W moim odczuciu nie jest to walka o być czy nie być, każdą walkę zawsze trzeba wygrać, takie jest życie pięściarza. Nie odniosę się do słów pana Janusza Pindery, każdy ekspert ma prawo do swojego zdania.
Słyszałeś o tym, że jeśli pokonasz Rekowskiego, to doczekasz się rewanżu z Mikem Mollo?
Tak, ale nie myślę zupełnie o tym. Dzisiaj w mojej głowie jest tylko Marcin Rekowski. Na rewanżu z Mollo mi dzisiaj nie zależy, dzisiaj zależy mi tylko na wygranej z Rekowskim, a dopiero po najbliższej walce będę mógł się zastanowić co dalej.
Sporo już w boksie przeszedłeś. Pamiętasz w ogóle jak to się wszystko zaczęło?
Zacząłem trenować boks w styczniu 2000 roku, miałem wtedy rocznikowo 17 lat. Byłem w drugiej klasie rolniczej szkoły zawodowej. Wtedy kolega bardzo mnie namawiał, żebyśmy razem poszli na trening. Trwało to pół roku, ale w końcu mnie namówił. Później ja z kolei namówiłem na to moich braci i wszyscy chodziliśmy razem na treningi.
To była miłość od pierwszego wejrzenia?
Tak, ale moim głównym motywatorem był zawsze film Rocky. Byłem nim zachwycony jeszcze na kilka lat przed tym, jak zacząłem trenować boks. Dla mnie i moich braci, ten film zawsze był czymś wyjątkowym.
Byłeś nastolatkiem, który szukał problemów, udając Rocky'ego na ulicach?
Nie, to problemy zawsze szukały mnie. Zawsze byłem wysoki, chudy i wszyscy myśleli, że będę łatwy do przestawienia, ale tak nie było. Kiedy zaczynałem trenować boks, to byłem mniej więcej tego samego wzrostu co teraz, ale ważyłem 77 kg.
Szkoła rolnicza oznaczała, że masz zamiar być rolnikiem?
To była jedna z opcji, to był okres, kiedy dużo było pomysłów. Zawsze mimo wszystko bardzo ciągnęło mnie do sportu.
Ale treningi bokserskie rozpocząłeś późno.
Tak, ale wcześniej ciągle grałem w piłkę nożną. Boks jednak wygrał z futbolem. Rocky Balboa pokonał Alessandro Del Piero.
Czyli to dlatego długo wychodziłeś do ringu do muzyki z filmu Rocky. Potem zmieniłeś muzykę i przegrałeś walkę. Nie jesteś przesądny?
Nie, wierzę w Boga, a przesądy są od szatana. Wierzę w Boga, który podpowiada mi cały czas co mam robić i jak dokonywać dobrych wyborów. To jest mój Bóg, który daje mi siłę.
Skoro przygotowania spędzasz w Londynie, z dala od rodziny, to pewnie cały czas masz dużo czasu na czytanie książek?
Tak, lubię czytać przede wszystkim książki, które wiążą się z tematyką rozwoju osobistego. Czytam także sporo książek Roberta Kiyosakiego podejmujących tematykę pieniędzy, chociaż teraz je odstawiłem, bo za dużo myślałem o pieniądzach, a czas skupić się na sporcie i kolejnej walce.
Te książki o pieniądzach to poradniki biznesowe?
Można tak powiedzieć. Na pewno myślę czasami o tym, że fajnie byłoby coś rozkręcić, ale wiem, że nie da się na razie dzielić z tym obowiązków bokserskich. W innych dziedzinach mogę realizować się po pożegnaniu z boksem. Z drugiej strony, dobrze byłoby zainwestować już teraz pieniądze, żeby zaczęły pracować.
Czy Golden Boxing Gym, klub bokserski w Białymstoku, na którym straciłeś mnóstwo pieniędzy, to była twoja najgorsza inwestycja w życiu?
Najlepsza.
Jak to? Przcież otworzyłeś klub bokserski, który bardzo szybko upadł.
Na pewno mogę to sobie wyobrazić jako najgorszą inwestycję w życiu, ale ja patrzę na to, jako na moją najlepszą inwestycję, dużo mnie nauczyła w różnych kwestiach biznesowych. Sporo pieniędzy straciłem, ale jeszcze więcej się nauczyłem.
Czyli jesteś typem człowieka, który po porażce chce jak najszybciej udowodnić, że to był tylko wypadek przy pracy?
Niekoniecznie udowodnić, ale jak najlepiej z tego wszystkiego wychodzić. Jeśli nie podejdziesz do porażki w taki sposób, że ona cię wzmocni, to przegrywasz, a jeśli przegrywasz to spadasz na samo dno, a wtedy ciężko jest się odbić. Chociaż można to zrobić, bo w pewnym momencie wydaje mi się, że ja też byłem na samym dnie.
Kiedy?
To było po dwóch operacjach barków, kiedy przez dwa lata nie boksowałem. To był bardzo ciężki okres w moim życiu, bo w pewnym momencie otworzyłem lodówkę, w której nie miałem nic do jedzenia, a w portfelu nie miałem ani jednej złotówki. Odezwał się wtedy do mnie Tomasz Babiloński, mój promotor i pomógł mi. Wstyd mi było wtedy zadzwonić do mamy i zapytać, czy ma coś do jedzenia. Moja dziewczyna, a dzisiaj już żona, też mi wtedy wiele pomogła. Ja już byłem na samym dnie i nie zamierzam drugi raz na nie spadać.
Twoja kariera w tamtym czasie bardzo szybko się posypała. Od awantury z Arturem Szpilką, walk na otwartym Polsacie i dużej popularności, do osiągnięcia wspomnianego dna, minęło chyba kilkanaście miesięcy.
W zasadzie to wszystko wydarzyło się w ciągu roku, kiedy otwierałem gym, potem go zamykałem, a w międzyczasie przydarzyła się kontuzja. Powoli się z tego wszystkiego wygrzebywałem, dużo pomógł mi mój kolega fizjoterapeuta, któremu bardzo dziękuję. On bardzo mocno we nie wierzył i zarażał mnie wiarą, że będę sprawny fizycznie jak nigdy wcześniej.
Był taki moment, że chciałeś zrezygnować z boksu?
Nie, ale to było bardzo przygnębiające. Wyobraźcie sobie sytuację, w której jedną rękę masz na temblaku i nie możesz pracować, a drugą otwierasz pustą lodówkę i nie masz nic do jedzenia. Spojrzałem wtedy na siebie i pomyślałem "co jest?". Zimny powiew powietrza z lodówki obudził mnie i dał mi do myślenia. Dało mi to też kopa do systematycznej pracy nad sobą.
Nie byłeś wtedy w stanie podjąć żadnej pracy?
Byłem, w końcu zatrudniłem się jako szatniarz w dyskotece i pracowałem tak przez rok. Pracowałem jedną ręką, bo druga była na temblaku. Najpierw jedna, a potem druga.
Ludzie nie dziwili się, że człowiek, który boksuje walki wieczoru na otwartym Polsacie podaje im kurtki?
Bardzo się dziwili i zostawiali mi duże napiwki jako gest wsparcia, za co też im bardzo dziękuję, bo to wtedy było dla mnie bardzo ważne i budujące. Dzisiaj sobie myślę, że to było mi potrzebne i wspominam ten czas z uśmiechem, choć nie było kolorowo.
W czerwcu wziąłeś ślub, ale wiele miesięcy spędzasz w Londynie na treningach. Jak długo zamierzasz prowadzić małżeństwo na odległość?
Żona w każdym momencie może do mnie przylecieć i robi to średnio raz na dwa tygodnie. Dopóki mam świetnego trenera, dobre warunki do treningu i idealne warunki do rozwoju sportowego, to nie zamierzam tego zmieniać. Nie wiem ile to potrwa, ale jeśli z walki na walkę będzie widać efekty tej pracy, to będę to dalej ciągnął.
W Londynie nie doskwiera ci samotność?
Nie, wszystko jest ułożone, tak jak trzeba. Żona mnie odwiedza regularnie, mieszkam z Chrisem, Anglikiem, z którym się zaprzyjaźniłem na tyle, że wychodzę teraz do ringu do wykonywanej przez niego piosenki. Myślę, że to dobry układ dla sportowca, który przygotowuje się do ważnego występu. Dobrze mieć znajomych i rodzinę dookoła siebie, ale to też potrafi dekoncentrować. Czasami dobrze jest się odciąć.
W lutym przegrałeś w pierwszej rundzie z Mikem Mollo. Dzisiaj boksowałbyś z nim tak agresywnie jak wtedy?
To nie jest tak, że nasza taktyka była wtedy bardzo agresywna. Po prostu chcieliśmy wygrywać każdą rundę, ale najwidoczniej ta pierwsza porażka musiała przyjść, żebym teraz znalazł się w tym miejscu w którym jestem. Nie ma takiego zdarzenia, którego nie obróciłbym w pozytywne myślenie. Ja nie uważam, że wtedy stało się coś strasznego. Stało się i tyle, trzeba dalej robić swoje i więcej nie popełniać tych samych błędów. Jeśli spotkamy się drugi raz w ringu z Mollo, to na pewno będzie zupełnie inaczej, lepiej dla mnie i moich promotorów. Nie wiem tylko jak wyjdzie na tym Mike Mollo.